Kolejny port lotniczy do kolekcji - Newark, NJ. Nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie komunikacyjne, ale cóż począć. Przy okazji najkrótszy z moich przelotów transoceanicznych. Nie dlatego, że wg blogowego zegara trwał trzy godziny (nie trwał - przeszedłem na czas lokalny), tylko dlatego, że cały przespałem. Z przerwami na posiłki. LOTowski steward raczył mnie w pewnym momencie obudzić na jedzenie zwracając się do mnie per "śpiący królewiczu"... Nie wiem, czy jestem z tego zadowolony, ale trzeba im przyznać, że wciąż trzymają wysoki poziom obsługi. Anyways, jakieś 1,5h przed lądowaniem obiecałem sobie, że będę wyglądał przez okno - w końcu jak się wraca nad cywilizację, to najfajniejsze widoki są. Następna rzecz, jaką pamiętam po obietnicy, to przebudzenie wywołane uderzeniem kół o beton pasa lotniska. Jednak cały tydzień nocek na korpus daje się we znaki. Zwłaszcza jeśli nie śpi się w dzień. W następnym kroku trasa na nocleg.